Drogi Michaelu vel Kwinkunks

św. Augustyn i Monika

Czy pamiętasz, jak przechadzając się po krawędziach Nowego Świata snuliśmy plany wniknięcia do wnętrza światopoglądu astrologicznego i zburzenia go od środka? Pierwszy krok już zrobiliśmy – jesteśmy już w środku, a dowodem na to niech będzie to, że przez kilka lat głównym źródłem mojego zarobkowania było stawianie horoskopów i próby wieszczenia przyszłości. Z tego, co wiem, Ty również – tam na północy kraju – szanowany jesteś za znajomość cykli planet, które na rytm życiorysów ludzkich potrafisz przełożyć. Co z tym drugim krokiem? Co ze zburzeniem tej astrologicznej wiary, w której tkwimy i po którą sięgamy w momentach dla nas i dla innych trudnych?

Nie wiem, czy pamiętasz, ale zawsze byłem wyczulony na głosy tych, którzy trudnili się astrologią, a później ją odrzucili. Głosów tych jest niewiele i trudno ich szukać w dyskursie astrologicznym. Na jeden z nich natknąłem się już kiedyś, ale na początku tego roku pojawił się ponownie w obszarze mojej świadomości. Wychodząc z tarapatów dwuznacznych moralnie postanowiłem przyjrzeć się drodze św. Augustyna. On – jak zapewne wiesz – naturę podobną miał do naszych: szukał wszędzie Boga, a jednocześnie stawiał horoskopy. Astrologię w końcu odrzucił a jeden z kilku argumentów, które przeciw niej wygłosił brzmiał:

 

[Astrolodzy] wprawdzie nie składają ofiar ani nie zanoszą modłów do żadnych duchów, aby się udała wróżba, ale prawdziwa pobożność chrześcijańska stanowczo odrzuca to, co robią. Dobrze jest bowiem sławić Ciebie, Panie, i mówić: Zmiłuj się nade mną, ulecz duszę moją, bo zgrzeszyłem przeciw Tobie”, i nie wykorzystywać Twej pobłażliwości dla zapewnienia sobie swobody grzechu, lecz raczej pamiętać o słowach Pańskich: „Oto wyzdrowiałeś; już więcej nie grzesz, aby ci się co gorszego nie zdarzyło”. Ta zasada jest podstawą naszego zbawienia. Astrologowie zaś starają się ją obalić. Mianowicie mówią: „Niebo cię obarczyło przymusem grzeszenia”. Albo: „Wenus tego dokonała”. Wszystko zaś po to, aby człowiek – ciało i krew pyszna zgnilizna – stał się niewinny. Aby można było zrzucić winę na Stwórcę i Rządcę nieba i gwiazd. (św. Augustyn, Wyznania, IV rozdział, ks. 3)

 

Nie zrozum mnie źle. Nie chcę Cię do religii przekonywać lecz podzielić się z Tobą moimi przemyśleniami, których wiele miałem podczas rekolekcji, jakie sobie zgotowałem w 33 roku mojego życia. Ale ad rem!

Spotkałem Herosa, który wierzył iż jest w stanie naginać bieg wydarzeń do swej woli. To zupełnie odwrotnie niż stoik Epiktet – którego którego zwykłem często cytować – a który doradzał, by swą wolę naginać do biegu wydarzeń, gdyż dopiero wtedy życie upłynie nam w pomyślności. Nie ukrywam, że ten heroizm, który mogłem obserwować, dał mi wiele do myślenia. Jako astrolog bliższy byłem patrzeniu na bieg zdarzeń w deterministyczny sposób, w sposób Epikteta, co oczywiście kłóciło się z podejściem do życia, które każdy nowy dzień czyni wyzwaniem związanym z kształtowaniem otaczającej go rzeczywistości adekwatnie do swej woli. Przez moment rozmyślałem nawet o tym, by zrelatywizować filozoficzne sądy poprzez stwierdzenie niemożliwości osiągnięcia prawdy absolutnej, a to dlatego, że wszyscy patrzymy na życie inaczej, przez pryzmat naszych horoskopów. To podejście zakładało, że być może to, w jaki sposób podchodzimy do życia – czy chcemy je kształtować, czy się jemu poddawać – wynika ze zbilansowania rozłożenia planet w znakach męskich i żeńskich w horoskopie.

Augustyn w cytowanym powyżej fragmencie twierdzi, że błędem astrologii jest usprawiedliwianie złych uczynków ludzkich poprzez konfiguracje planetarne – lub parafrazując go poprzez to, co wydarzyło się w przeszłości. To tak jakbyśmy stali w miejscu i nic z naszym życiem nie chcieli dalej robić. Według niego chrześcijańska postawa ma polegać na 1) uświadomieniu sobie popełnianych przez nas błędów; oraz na 2) postanowieniu poprawy i ciągłej pracy nad tym. Nie ma tu miejsca na żadne usprawiedliwienia. Skoro celem naszego życia ma być zbawienie, to nie powinniśmy się skupiać na zdeterminowanej przeszłości lecz patrzeć na możliwą niezdeterminowaną przyszłość. Nie jest ważne kim byłem, ważne jest to, że mogę wstać i zacząć wszystko od nowa, mogę odrzucić błędy przeszłości i zająć się tworzeniem lepszej przyszłości. Tutaj nawet nie jest ważne, że coś „mogę” – jestem głęboko przekonany, że „powinienem” to zrobić. Jestem przekonany – a dołączy się pewnie do tego moja Siostra – że każdy z nas wychowując swoje dziecko powinien unikać błędów, jakie popełnili jego rodzice. To porzucenie zatęchłej przeszłości i podążanie w kierunku życiodajnej przyszłości odnajduję również w słowach Stachury – którymi licealną młodzież staraliśmy się kiedyś zarazić. Pamiętasz zapewne te słowa:

Pochylić się nad sobą, pochylić się w sobie i uważnie wsłuchać się w siebie, uciszyć rozum umysłu z hałasu myśli, ostudzić serce umysłu z fałszywego zapału uczuć, wydobyć się, wypaść z zakrzepłej, zatęchłej, zapadłej, przepadłej koleiny schematu i biegiem na przestrzał przez bezpańskie pola, przez bezdroża, wertepy, manowce. Tylko to jest trudne. Wszystko inne jest proste. Nie do wiary proste. Nie do wyobrażenia proste. Nie do wyśnienia proste. (Stachura, Tabula Rasa)

Tak nas to wtedy „niosło”, byliśmy wtedy tacy pięknie młodzi...

Kończę, bo późno już i jutrzejsza praca – praca z której Kohelet doradzał czerpać radość – zaczyna dopominać się o kilka godzin snu, które powinienem jej poświęcić.

Pomyśl o tym wszystkim i skrobnij coś w wolnej chwili. Jestem ciekaw, jak się na te me myśli rozproszone zapatrujesz...

Pozdrawiam
Tomasz

 


Odpowiedź Michaela

Drogi Tomaszu

Dziękuję za ucztę dla mego umysłu i serca, którą jest Twój list do mnie.Odpowiem skromnie, gdyż umysł mam rozproszony, a i odwykłem od pisania.

Astrologia nie określa, czy coś jest dobre lub złe, określa potencjały, ale nie sposób ich wyrażania. Określa poziom trudności z jakimi przychodzi się zmierzyć w walce o świadomośc, ale nie wskazuje ile tej świadomości udało się wywalczyć. Przynajmniej ja nie potrafię tego powiedziec na podstawie astrologii.

Czym jest świadomość, o której piszę? Patrzeniem na rzeczywistośc jak na potencjał do rozwoju, a nie jak na przeszkodę ku niemu. Jak na nieustanną zmianę, a nie kamienny mur z przyzwyczajeń.

Tak, jesteśmy zdeterminowani, ale to że jest to takie okropne, to już nasza wina.

Myślę, że czasy w których przyszło nam żyć (też na podstawie astrologii do określenia), nie są łatwe do wzrastania świadomości, choć tej świadomości mocno wołają. Człowieka który do mnie przychodzi jako do astrologa odbieram jako wołającego o świadomość, cierpiącego, potrzebującego.

Ale oczywiście astrologia nie jest do niczego konieczna, co nie znaczy że nie może się przydać, i nie znaczy że nie może zaszkodzić (jak każde narzędzie).

Zniszczenie astrologii, o którym mówiłem, jak teraz to rozumiem to wzrastanie świadomości, a nie obalenie jej praw.

Na tym zakończę list, bo znużenie bierze górę (zdobywa ją ;)

Jednak pozwolę sobie jeszcze zacytowac autora, który był mi bliski podczas studiów filozofii, a przypomniał się gdy jego książkę "O pocieszeniu jakie daje filozofia" zauważyłem na filmie 2012.

Boecjusz:

Idźcie wciąż naprzód, mężni, gdzie ku szczytom
Wiedzie was droga chwały dawnej. Czemuż
Lęk was ogarnia? Pokonana ziemia
Gwiazdami darzy.